10.

Blog rodzinny

10.

Nie wiem czy powinnam pisać o pozytywnych rzeczach i o tych na które liczę, bo jak na złość wszystko potoczyło się nie tak jak miało być 😕 Miała być piękna przespana noc ( chociaż w połowie 😜 ) a była katastrofa. W nocy tak wiało, że pomimo usunięcia osłony przeciwdeszczowej z namiotu, nie zmrużyliśmy oka. Cały namiot latał na boki wydając głośne dźwięki, przedsionek Toksona co chwilę przechylał się i wracał do dziwnych pozycji, a linka do którego był przypięty zerwała się na dobre. Tokson piszczał, był tak wystraszony, że zeszliśmy na dół do niego i tak przetrwaliśmy noc…. Rano okazało się że Tokson znowu nie może chodzić i tak oto rozpoczęłyśmy piątek, piąteczek …piątunio 😁 Do przejechania było niecałe 4 godziny i jak zwykle zrobiłyśmy to mniej uczęszczanymi drogami, dzięki czemu nacieszyliśmy oczy pięknymi widokami jak zwykle 😁 Po drodze natknęliśmy się na stado kóz, które nijak nie chciały zejść z ulicy, ale w odpowiedniej chwili obudził się nasz pies zaganiający i wyszczekał co trzeba przez okno i stado się ogarnęło, a my mogliśmy spokojnie przejechać 😁 Poza tym cały dzień wiało niemiłosiernie, a chwilami z ulgą dla Tokiego temperatura spadała nawet do 17 stopni, czyli o połowę dotychczasowej 😜 Witek dzielnie przeprowadził nas dziś przez kręte górzyste serpentyny Peloponezu i tu historia dzisiejszego dnia się kończy, no chyba, że wliczymy jeszcze wieczorną naukę gry w tysiąca 😜